Numer 48

Brytyjski tygodnik „The Economist”, teoretycznie poważany na całym świecie, ale znajdujący się w częściowym posiadaniu rodziny brytyjskich bankierów wyznania mojżeszowego (Rotschildów), co oczywiście wyklucza jego obiektywizm w stosunku do polskich władz i ich szlachetnych intencji, opublikował swój doroczny „indeks demokracji”, czyli klasyfikację ponad 160 krajów pod względem solidności demokratycznycyh swobód oraz prawidłowego funkcjonowania rządu i instytucji publicznych. Wszystkie kraje podzielone są na takie grupy:

dem1

Do grupy „pełnych” demokracji zalicza się tylko 20 krajów. Stawkę na pierwszej pozycji otwiera Norwegia, a kończą ją Stany Zjednoczone. Polska należy do tzw. „demokracji wadliwych”, czyli w taki czy inny sposób spieprzonych. Niestety „The Economist” wydaje się być zdania, iż w Polsce tempo spieprzania demokracji postępuje szybko i skutecznie.  Pisizacja dała krajowi spadek o osiem pozycji, na miejsce 48:

dem3dem2

Wyprzedzamy na tej liście mężnie Indonezję i Argentynę, ale pewne straty mamy do takich twierdz demokracji jak Trynidad, Bułgaria oraz Panama.

Problem w tym, że Angole znowu nie wiedzą, o czym mówią, gdyż zakładają naiwnie, iż celem Jarkolissimusa jest pnięcie się w tej klasyfikacji w górę. Co za durnie! Obecna ekipa nad Wisłą robi co może, by jak najszybciej sprowadzić Polskę do ogólnej noty za demokrację tuż poniżej poziomu 4,00, czyli na miejsce 117, tuż za Armenią i Irakiem, ale przed Mauretanią, Algierią i Haiti.

Proces partolenia demokracji jest wprawdzie trudny i wymaga wielu poświęceń, ale Jarek wierzy, iż jego sprawny zespół jest w stanie odnieść sukces. Wprawdzie do noty 1,08, posiadanej przez zajmującą ostatnie miejsce na liście Koreą Północną, nadal będzie nam jeszcze daleko, ale od czegoś trzeba przecież zacząć.

Gallus Anonymus Americanus